Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Budżet złotemu niestraszny? >>

Budżet złotemu niestraszny?

We wrześniowym wydaniu polecamy:

Zachowanie się naszej waluty pokazuje, że zagraniczni inwestorzy nie przejmują się tym, że polski rząd nie kwapi się za bardzo do przeprowadzenia odważnych reform. W dużej mierze jest to wynikiem dobrego stanu gospodarki, co zachęca do zainteresowania się polskimi aktywami. Czy to sugeruje, iż będziemy mieć spokojną jesień? Niekoniecznie...
Jeżeli spojrzymy na tegoroczny wykres notowań naszej waluty, to okres największej słabości odnotowała ona wiosną, pomiędzy kwietniem a czerwcem, czyli wtedy, gdy notowaliśmy silne spadki notowań EUR/USD. Wyprzedaż złotego nie była zatem wynikiem problemów w kraju, tylko wynikiem ucieczki inwestorów z europejskich rynków w obawie o eskalację problemów fiskalnych w Grecji i innych peryferyjnych krajach Europy. Zresztą od jakiegoś czasu jest tak, że to co stanie się ze złotówką nie zależy bezpośrednio od sytuacji w kraju. Ta ma znaczenie w dłuższym terminie – tak było w czerwcu i lipcu br., kiedy rynek z opóźnieniem zareagował na świetne dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej w maju i czerwcu. Oczywiście pomogło w tym też uspokojenie się nastrojów wokół euro – Grecja i inne kraje zaczęły dość szybko wdrażać cięcia budżetowe, co oddaliło widmo eskalacji kryzysu. Chociaż raczej tylko na jakiś czas, bo obawy pozostały, co zresztą dobrze widać po tym, ile za obsługę długu muszą płacić Grecja, Hiszpania, Irlandia czy Portugalia. Ich obligacje wprawdzie się sprzedają, ale inwestorzy żądają dużych premii za ryzyko. Na dłuższą metę taka sytuacja nie jest do utrzymania. Można zatem powiedzieć, że rynek znajduje się w pewnym zawieszeniu, co jednak nie przeszkadza naszemu złotemu w dalszym umacnianiu się. W drugiej połowie sierpnia za euro płacono 3,93 zł, a dolar był wart 3,05 zł. Inwestorzy zagraniczni „dostrzegli”, iż w obliczu spadających rentowności obligacji amerykańskich, niemieckich czy brytyjskich, nasze papiery całkiem „nieźle płacą”, a ryzyko polityczno-gospodarcze nie jest w obecnej sytuacji zbyt duże. Z tym oczywiście można długo polemizować, jednak ostatnie miesiące pokazały, iż najlepszą strategią jest gra na krótki termin, gdyż w dłuższym jest zbyt wiele niewiadomych i alternatywnych scenariuszy. Niemniej trzeba jasno zaznaczyć, że to co zaproponował rząd w Wieloletnim Planie Finansowym nie można nazwać reformami, na które tak długo czekano. Oczywiście sama reguła wydatkowa jest bardzo dobrym posunięciem, ale wtedy, gdy budżet jest już uporządkowany i drastycznie odchudzony. Politycy nie zdecydowali się jednak na przeprowadzenie bolesnej transformacji, głównie za sprawą obaw o ich wyniki społecznego poparcia. Już na jesieni odbędą się wybory samorządowe, a za rok parlamentarne. Oznacza to, że na prawdziwe reformy musimy zaczekać do 2012 r. Ale czy wtedy nie będzie za późno? Nie, jeśli na świecie uda się utrzymać obecne tempo ożywienia gospodarczego. W Eurolandzie koszulkę lidera wzrostu wciąż dzierżą Niemcy, na czym Polska może dużo zyskać – wystarczy spojrzeć na skalę naszego eksportu do zachodniego sąsiada. Wyższy wzrost gospodarczy, który w przyszłym roku może przekroczyć 3,5 proc. powinien zagwarantować większe wpływy do budżetu. Niemniej rząd szacuje dość ostrożnie – przyszłoroczny deficyt ma sięgnąć 45 mld zł, a dodatkowo wszyscy mamy zapłacić dodatkową „daninę” w postaci podniesionej stawki VAT z 22 proc. do 23 proc. Jednocześnie minister Rostowski usilnie zabiega w Komisji Europejskiej o zmianę klasyfikacji naszego długu publicznego, tak, by nie były do niego wliczanie zobowiązania funduszy emerytalnych. Nie wykluczone, że rozwiązanie tego tematu poznamy we wrześniu, a wtedy ryzyko przekroczenia konstytucyjnego progu 55 proc. długu publicznego do PKB w najbliższych latach praktycznie by znikło. Niewykluczone, że to jest prawdziwym motywem obecnych zakupów złotego – jeśli tak, to we wrześniu możemy spodziewać się spadku notowań euro w okolice 3,82 zł, czyli dołków z początku kwietnia br. Zresztą, za takim scenariuszem przemawia też analiza techniczna. O zejście na nowe minima może być jednak trudno...
Jesień może być gorącym okresem dla giełd. W październiku amerykańskie spółki zaczną publikować swoje wyniki za III kwartał. Tym razem mogą one być nieco gorsze od prognoz, jeśli założyć, że dane napływające ze sfery makro będą się nadal pogarszać. Ewentualnie same spółki mogą też zacząć raportować o gorszych perspektywach, co może schłodzić giełdowe nastroje. Jednocześnie słabnące tempo ożywienia w USA może pogorszyć analogiczne wskaźniki w Europie, co może spowodować kolejny problem. Kraje takie jak Grecja, Hiszpania i Portugalia, które zdecydowały się na wprowadzenie programów oszczędnościowych, mogą na tym ucierpieć, gdyż spowolnienie ich gospodarek może być w takiej sytuacji głębsze, niż wcześniej sądzono. Rozwarstwienie na Europę dwóch prędkości – liderem tej drugiej grupy pozostaną Niemcy – będzie postępować, jednak ze szkodą dla europejskiej waluty. Jesień może zatem przynieść wyraźniejsze spadki notowań EUR/USD, którego notowania mogą powrócić nawet w okolice 1,20. W takiej sytuacji należałoby oczekiwać wyraźnej zwyżki USD/PLN, a także powrotu w górę EUR/PLN, ale i CHF/PLN (frank też będzie zyskiwać na świecie, jako tzw. bezpieczna waluta). Z kolei WIG20 późną jesienią powinien spaść w okolice 2.000-2.100 pkt.


Sporządził: Marek Rogalski – analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska, www.bossa.pl

Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 9(101)2010


zamów koszyk

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum